Jadwiga Markur
Jadwiga

Urodziła się w 1951 roku w Szczecinie, bez rąk i lewej nogi.

Ukończyła szkołę średnią ekonomiczną we Wrocławiu. Po 16 latach pracy jako telefonistka, przeszła na rentę i zaczęła malować. Najczęściej maluje kwiaty. Ulubiona technika to olej. Mieszka w Szczecinie.

Do Światowego Związku Artystów Malujących Ustami i Nogami należy od 1989 roku.

Z Wydawnictwem "Amun" współpracuje od początku jego działalności - od roku 1993.

"Ludzie różnie odbierają moje malarstwo. Niektórzy wyśmiewają, a inni podziwiają. Są tacy, którzy podziwiają moją zaciętość i samozaparcie. Kiedy zaczynam malować, nigdy nie zastanawiam się, jaki będzie efekt końcowy i do kogo trafiają moje prace. Dla mnie ważne jest, że znajdują odbiorców".

"Czasem lubię malować palcem od nogi. Noga zastępuje mi ręce. Jestem szczęśliwa, że jestem niepełnosprawna. Taka się urodziłam i jest mi z tym dobrze. Dawniej, w moim życiu zdarzały się chwile zwątpienia. Teraz ich nie ma. Znalazłam sposób na życie - może być ono piękne i radosne. Kiedy maluję, zapominam o kłopotach, o tym, że może być źle. Przez 16 lat pracowałam w spółdzielni inwalidów jako telefonistka. Kiedy przeszłam na rentę, myślałam, że wyśpię się do woli, a tu wystarczył dzień, dwa takiego spania i ogarnęła mnie nuda".

"Mama zawsze powtarzała: "Nie bądź chwastem, nie siedź bezczynnie". Poradziła mi, żebym zaczęła malować. Tak się też stało. Zabawnie wyglądały moje pierwsze próby na płótnie. Malowałam godzinę, a myto mnie po tym malowaniu dwie godziny - nie wiedziałam, że te farby tak brudzą".

"Ludzie są mi potrzebni nie tylko jako ręce. Żyję wśród nich i lubię przebywać w ich otoczeniu. Nie przeszkadza mi to, że ktoś na mnie patrzy. Ja też patrzę na innych. Myślę, że jest to normalny odruch. Kiedyś, z moim mężem dużo podróżowaliśmy. Pewnego razu pojechaliśmy na wczasy pod gruszą. Kiedy mąż zaczął wyciągać z samochodu najpierw mnie, a potem namiot, zrobiło się zbiegowisko. Potem mąż mnie rozebrał, żebym mogła się opalać".

"Najpierw przychodziły nas oglądać dzieci, po południu ich matki, a wieczorem babcie - na mój widok robiły znak krzyża. Lubię przedstawiać zdarzenia z codziennego życia. Choć czasem przyjemnie jest pomarzyć - marzenia przecież nic nie kosztują. Na przykład chciałabym polecieć do Japonii i przelecieć się na paralotni".